Rozmiar: 50352 bajtów

Rozmiar: 11657 bajtów


Z naszego punktu widzenia najważniejszym momentem w całej historii Ziemi była chwila, gdy narodziło się życie. Nie jesteśmy w stanie dokładnie powiedzieć, kiedy to się stało. Wiadomo, że około 3,5 miliarda lat temu w praoceanie żyły już prymitywne glony zwane sinicami. Ślady tych jednokomórkowych organizmów odnaleziono w Australii. Z biegiem czasu początkowo niemalże niewidoczne życie zaczyna być coraz bogatsze. Pod koniec prekambru pojawiają się już organizmy wielokomórkowe. Na razie życie rozwija się w wodzie. Lądy są nie zamieszkane, choć powoli przygotowują się na przyjęcie nowych gatunków. Jeszcze przed 2 miliardami lat udział tlenu w atmosferze ziemskiej wynosił zaledwie 0,1%. Oczywiście, w takich warunkach nie przeżyłby żaden owad, płaz czy ssak. Gdy pojawia się życie, a wraz z nim zjawisko fotosyntezy, zawartość tlenu zaczyna systematycznie wzrastać. Prawdopodobnie na początku ery paleozoicznej tlen stanowi już jedną piątą ziemskiej atmosfery.
Każdy, kto interesuje się wyglądem prehistorycznego świata, prędzej czy później spyta, skąd naukowcy czerpią wiedzę o roślinach i zwierzętach, które wyginęły przed milionami lat. Odpowiedź jest prosta: gdyby nie skamieniałości, nie wiedzielibyśmy o nich nic albo prawie nic. I tak właśnie było kilkaset lat temu. Człowiek żyjący w średniowieczu nie zdawał sobie sprawy z tego, jak stara jest Ziemia. Wiek świata określiła Biblia i opowieść o siedmiu dniach stworzenia. Nie wiedziano też, że kiedyś naszą planetę zamieszkiwały wymarłe już organizmy. Skamieniałości, które znajdowano od czasu do czasu, brano za naturalne wytwory przyrody lub, tak jak to miało miejsce w wypadku dinozaurów, za kości smoków. Wymyślano też i inne, jeszcze bardziej nieprawdopodobne historie. Zęby pewnej mezozoicznej ryby nazywano kamieniami z głowy ropuchy i pieczołowicie tarto na proszek. Miał on być znakomitą odtrutką oraz lekiem na epilepsję. Pozostałości innych wymarłych zwierząt spadały podobno z nieba i chroniły mleko przed kwaśnieniem. Jednakże coraz więcej ludzi, zwłaszcza uczonych, zaczynało uważnie przyglądać się śladom roślin odciśniętych w skałach lub ogromnym „smoczym” kościom. Gdy Karol Darwin opublikował dzieło „O powstawaniu gatunków”, niejeden badacz skamieniałości pomyślał, że, być może, są one najlepszym dowodem na istnienie ewolucji. Minęło jeszcze kilka dziesięcioleci i nikt już nie miał co do tego wątpliwości.
Skamieniałości przybierają wiele postaci. Są nimi skalne odlewy pradawnych organizmów, zastygłe ślady stóp prehistorycznych zwierząt, skamieniałe kości, a nawet całe zwierzęta zakonserwowane w lodzie lub po prostu zatopione w bursztynie.
Zdarza się, że naukowcy i poszukiwacze skamieniałości natrafiają na dwa kawałki rozłupanej skały, które po złożeniu ze sobą tworzą formę oddającą kształt całego organizmu. Niekiedy natomiast przyroda nie tylko zachowuje dla nas odcisk, ale sama tworzy dokładny odlew prehistorycznego stworzenia. Dzieje się tak, gdy osad nie tylko pokrył muszle (na przykład amonitu), ale i wypełnił jej wnętrze. Z biegiem czasu skorupa muszli zostaje rozpuszczona przez związki chemiczne zawarte w wodzie i przenikające osad. Pozostaje jej naturalna forma, a w środku gotowy odlew.